Dude bro party massacre III - Najlepsze z Najgorszych


Bractwo Delta Bi to świątynia testosteronu, piwa i idiotyzmu. Ale kiedy ich imprezowy raj zamienia się w rzeźnię, na scenę wkracza Motherface – morderczyni w masce, która wygląda jakby uciekła z taniego VHS-a z wypożyczalni z 1987 roku. Zaczyna się klasyczna masakra w lesie: piwo leje się strumieniami, krew tryska fontannami, a każda śmierć jest bardziej absurdalna niż poprzednia.
Dude Bro Party Massacre III” to pastiszowy majstersztyk – udawana trzecia część nieistniejącej serii slasherów, nakręcona przez ekipę 5-Second Films, która postanowiła złożyć hołd wszystkiemu, co w kinie grozy było głupie, tanie i cudownie przesadzone. Film wygląda jak zapomniana kaseta VHS, którą ktoś znalazł na strychu obok starych „Piątków, trzynastego” i „Koszmarów z ulicy Wiązów”. Obraz specjalnie postarzały, dźwięk zgrzyta, a fabuła? Im mniej sensu, tym lepiej.
W środku tego szalonego chaosu jest wszystko, co kochają fani kina klasy B: pijane bractwa, koszmarne efekty specjalne, przesadnie poważna narracja i żarty, które są tak głupie, że stają się sztuką. W obsadzie m.in. Patton Oswalt, Greg Sestero (czyli Mark z „The Room” – oczywiście, że tak!) i Andrew W.K., a całość to niekończący się festiwal gore, testosteronu i metahumoru.
To nie jest film, to stan umysłu – jakby „Piątek, trzynastego” i „Straszny film” miały dziecko po nieudanym wieczorze w akademiku. Krwawy, absurdalny, niepoprawny i cudownie samoświadomy. „Dude Bro Party Massacre III” to czysta radość z kina, które nie zna pojęcia wstydu.